Złośliwi mówią, że największą innowacją, jaką wymyślili bracia Alexander, Marc i Oliver Samwerowie, jest doprowadzenie do perfekcji metody „kopiuj-wklej”. Ale to właśnie klonowanie pomysłów uczyniło z nich bogaczy.
Wrzesień 2013 r., Nowy Jork. Młody przedsiębiorca Sam Rosen, wsparty 10 mln dol. kapitału inwestycyjnego, uruchamia MakeSpace. Świadczona przez firmę usługa jest oparta na genialnie prostej obserwacji: ludzie uwielbiają gromadzić rzeczy, mimo że czasem nie mają gdzie ich trzymać. Dotychczas najwięksi zbieracze ratowali się wynajmowaniem powierzchni składowej pod miastem, to jednak wymagało uciążliwych podróży z i do magazynu. MakeSpace usuwa tenv problem, na własną rękę odbierając zbędne rzeczy od klientów, a następnie dostarczając je, kiedy znów są potrzebne. A wszystko dzięki kilku kliknięciom na komórce za jedyne 25 dol. miesięcznie.
Reklama
Lipiec 2014 r., Londyn. W stolicy Wielkiej Brytanii startuje podobna usługa, tyle że świadczona przez firmę SpaceWays. Za 10 dol. miesięcznie abonenci cieszą się usługą podobną do świadczonej przez Amerykanów. Europejski klon powstał w Rocket Internet, inkubatorze należącym do braci Samwerów. Wystarczyło osiem tygodni, by 15-osobowy zespół opracował całą logistykę niezbędną do działania firmy wraz z aplikacją na komórki. – Nasza przewaga nie polega na tym, że jesteśmy pierwsi, tylko na tym, że budujemy biznes szybciej i w większej ilości miejsc niż ktokolwiek inny – z rozbrajającą szczerością przyznał na łamach magazynu „Wired” Oliver Samwer.
To zdanie doskonale podsumowuje biznesową filozofię Samwerów, która w internetowej branży okryła ich ciemną legendą hamujących innowacyjność kopistów. Ich wersja YouTube nazywała się MyVideo. Facebooka – StudiVZ. Twittera – Frazr. eBay’a – Alando. Groupona – CityDeal. Amazona – Linio. Airbnb – Wimdu. – My nie jesteśmy innowatorami, tylko budujemy firmy. Architektem jest ktoś inny – przyznaje Oliver. Na co zresztą pomstował branżowy weteran i inwestor Jason Calacanis w grudniu 2013 r. na Twitterze: „To są żałośni złodzieje. Jak mogą spać po nocach?”.

Tam, gdzie Amerykanie boją się wejść, Samwerowie wdrażają sprawdzone wcześniej pomysły

A muszą spać całkiem nieźle. Choć nie każde z ich przedsięwzięć zamieniło się w kurę znoszącą złote jajka, to wiele odsprzedali z zyskiem, często firmom pierwowzorom. Tak było np. z Alando, które eBay kupił po zaledwie stu dniach funkcjonowania za ok. 50 mln dol. Tak też było w przypadku CityDeala, za którego Samwerowie dostali 10 proc. akcji Groupona. W szczytowym okresie były warte 1 mld dol. Teraz już znacznie mniej. Kurą znoszącą złote jajka jest także inny klon, czyli internetowy sklep z obuwiem Zalando, założony w 2008 r., a będący kopią amerykańskiego Zappos. Roczna sprzedaż zatrudniającego tysiąc osób molocha sięga obecnie 500 mln euro. Doskonały interes bracia zrobili też na firmie sprzedającej dzwonki na komórki Jamba!, która wypromowała bohatera połowy ubiegłej dekady, czyli Crazy Froga.
Historia klonowego imperium Samwerów zaczyna się pod koniec lat 90. w San Francisco. Podczas pobytu w sercu Doliny Krzemowej bracia zauważyli, jak wielu ich znajomych korzysta z serwisu aukcyjnego eBay. Doszli do wniosku, że ten model biznesowy doskonale sprawdziłby się także w Niemczech. Zaczęli bombardować amerykańską firmę e-mailami z sugestią, że powinna otworzyć oddział nad Renem, a oni powinni stać na jego czele. Ponieważ wiadomości zostały zignorowane, Samwerowie postanowili zadziałać na własną rękę. Alando powstało przy pomocy trzech kolegów, a na pierwsze aukcje bracia wystawili swoje zabawki z dzieciństwa. Chociaż w Niemczech działało wtedy 18 serwisów aukcyjnych, eBay zdecydował się kupić właśnie Alando.
W ten sposób narodziła się strategia biznesowa tyleż prosta, co kontrowersyjna. Powstające w USA internetowe potęgi u zarania zazwyczaj skupiają się na opanowaniu tamtejszego rynku, w związku z czym ignorują resztę świata. Dopiero kiedy okrzepną w Ameryce, kierują swój wzrok na resztę świata. I wtedy okazuje się, że tam już są Samwerowie. – Najwyraźniej nie liczysz się w branży, jeśli jeszcze nie dorobiłeś się niemieckiego klona – żartował w 2008 r. Michael Arrington, założyciel cenionego, sieciowego serwisu o branży internetowej TechCrunch.
Z tą różnicą, że dla braci Niemcy okazały się być za ciasne. W związku z czym postawili na rynki wschodzące, takie jak Brazylia, Indonezja, Rosja, Chiny i Nigeria. Wszędzie tam, gdzie amerykańskie firmy boją się wejść, Samwerowie z niesamowitą wprost sprawnością wdrażają sprawdzone wcześniej pomysły. W związku z tym w Afryce otworzyli sklepy internetowe z obuwiem Zando i elektroniką Jumia. Tak samo w Azji Południowo-Wschodniej; nazywają się odpowiednio Zalora i Lazada. A także w Ameryce Łacińskiej, gdzie znane są pod markami Dafiti i Linio. W Chinach funkcjonuje ich odpowiednik serwisu do wakacyjnego wynajmu mieszkań obcych ludzi Airbnb pod nazwą Airizu. EasyTaxi, klon amerykańskiego serwisu do wzywania taksówek Uber, działa już w Ekwadorze, na Filipinach i w Nigerii.
Bracia promują zalety wykorzystania efektu skali w internetowej gospodarce. – Jeśli podejdziecie do ekspansji międzynarodowej tak jak my, wchodząc szybko na 50 rynków, to nigdy nie utkniecie na jednym, gdzie biznes nie rośnie tak szybko, jak byście chcieli – mówił na branżowej konferencji w Berlinie Marc Samwer, najstarszy z braci. – Tam są fantastyczne możliwości, które znikną, jeśli będziecie czekać – podsumował.