W dzieciństwie chciał zostać strażakiem, kancelarię prawniczą założył w wieku 22 lat, a prezesem Legii Warszawa został przez przypadek. Kolejnym gościem Akademii Sukcesu, cyklu spotkań organizowanych przez DGP oraz Wydział Prawa i Administracji UW, był Bogusław Leśnodorski.
Reklama
Leśnodorski jest rodowitym warszawiakiem, choć kilka lat swojego życia spędził za oceanem. Jako nastolatek uczęszczał do szkoły średniej w Kinsley, niewielkim amerykańskim miasteczku w stanie Kansas. Po powrocie do Polski rozpoczął studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
– Na WPiA trafiłem trochę przypadkiem. Przez pierwsze lata studiów nie wiedziałem nawet, czy prawo jest tym, co chcę w życiu robić – podkreśla Leśnodorski.

Nazwisko zobowiązuje

Z innej strony można powiedzieć, że gość Akademii Sukcesu na studia prawnicze był praktycznie skazany. Jego dziadek i imiennik – prof. Bogusław Leśnodorski – przez wiele lat wykładał na WPiA historię prawa, a w latach 1965–1968 był dziekanem tego wydziału. – Wstyd się przyznać, ale dwukrotnie oblałem egzamin z przedmiotu, do którego książkę napisał mój dziadek – wspomina Leśnodorski.
Po trudnych początkach Leśnodorski powoli zaczął przekonywać się do obranej ścieżki zawodowej. Na uniwersytecie szczególnie upodobał sobie dwa przedmioty: socjologię prawa oraz filozofię prawa. Jak twierdzi, miały one najwięcej wspólnego z codziennym życiem. Jeszcze w czasie studiów Leśnodorski pracował jako freelancer dla różnych kancelarii prawniczych, a w wieku zaledwie 22 lat wraz z kolegami zdecydował się na założenie własnego biznesu.
– Kilkanaście lat temu na polskim rynku jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać zagraniczne kancelarie prawnicze. My od początku wiedzieliśmy jednak, że chcemy stworzyć coś własnego, oryginalnego. Na dłuższą metę nie wyobrażaliśmy sobie pracy dla wielkiej korporacji – opowiada. Dziś LSW (Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy) to jedna z najbardziej wziętych kancelarii prawniczych w Warszawie. Początki były jednak trudne, a konkurencja na rynku coraz większa. – Wówczas wraz z kolegami sądziliśmy, że będziemy mogli przez pół roku bawić się w kancelarię, a przez drugie pół roku jeździć sobie na nartach w Alpach. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna – mówi gość Akademii Sukcesu.
Po zakończeniu studiów Leśnodorski szukał dla siebie miejsca nie tylko na poletku prawniczym, lecz także w świecie wielkiego biznesu, który – podobnie jak piłka nożna – fascynował go od najmłodszych lat. Żyłkę do interesów miał zawsze. Znajomi żartują, że już jako nastolatek pożyczał swojej siostrze pieniądze na procent. Klasyczny self made man – można by złośliwie powiedzieć, choć sam Leśnodorski unika tego określenia jak ognia.
Do świata biznesu Leśnodorski wkroczył bez żadnych kompleksów – inwestował, grał na giełdzie i cały czas szukał projektów, które – jak sam podkreśla – byłyby dla niego intelektualnym wyzwaniem. Jednym z takich wyzwań miały być studia MBA w prestiżowej IESE Business School na Uniwersytecie Nawarry. Jednocześnie Leśnodorski próbował swojego szczęścia w sporcie. I nie chodzi o golfa, krykieta czy też curling, ale o sporty ekstremalne – narciarstwo ekstremalne, motocross, skijet czy też kolarstwo górskie. Cały czas oczkiem w głowie Leśnodorskiego pozostawała jednak piłka nożna. – Futbol zawsze był ważną częścią mojego życia i wiedziałem, że jakkolwiek się ono potoczy, to prędzej czy później będę w aktywny sposób funkcjonować w tym sporcie – wspomina. Dlatego gdy na horyzoncie pojawiła się możliwość kierowania losami słynnej Legii Warszawa, Bogusław Leśnodorski nie zastanawiał się dwa razy.

B(L) 1916

Legii kibicował od dzieciństwa. Trenował również w klubowej akademii. – Zawsze byłem emocjonalnie związany z tym klubem – wyznaje.
W jaki sposób po wielu latach gość Akademii Sukcesu znalazł się za sterami obecnego mistrza Polski?
W czasie studiów w IESES Business School mieszkał w Barcelonie. Mieście, którego dumą i towarem eksportowym już od wielu dekad jest słynny piłkarski klub FC Barcelona. Leśnodorski zaczął bacznie przyglądać się Dumie Katalonii. Jednak zdecydowanie bardziej od aspektów sportowych interesowała go biznesowo-organizacyjna struktura klubu. Równie mocno fascynowała go siła oddziaływania tej drużyny na społeczność lokalną.
– Wówczas pomyślałem sobie, że jeśli miałbym w Polsce robić coś związanego ze sportem, to tylko w Legii Warszawa – podkreśla Leśnodorski. Legia jest klubem, w którym element społecznościowy zawsze odgrywał ogromną rolę. To wielki klub z wierną i oddaną rzeszą kibiców i ogromnym potencjałem, nie tylko w skali polskiej, ale i europejskiej – dodaje. Okazja do realizacji wielkiego marzenia o Legii pojawiła się kilka lat później. Jednak, jak to w życiu bywa, to marzenie nie ziściłoby się, gdyby nie kilka pozornie przypadkowych spotkań i wydarzeń.
Kilka lat temu, działając w Polskiej Radzie Biznesu, Leśnodorski miał okazję poznać ówczesnych właścicieli Legii, którzy opowiadali mu m.in. o konflikcie z kibicami, wysokich karach nakładanych na Legię za kibicowskie wybryki czy też o kolejnych utopionych milionach złotych. Sytuacja wokół klubu stała się szczególnie napięta pod koniec sezonu 2011/2012, gdy Legia w dramatycznych okolicznościach straciła szansę na zdobycie mistrzostwa Polski.
– Pamiętam jedną ze wspólnych kolacji. Byłem wówczas mocno sfrustrowany sytuacją Legii i powiedziałem, że tak dalej być nie może – ujawnia Leśnodorski. – W odpowiedzi usłyszałem, że skoro jestem taki mądry, to może sam powinienem zająć się klubem. I tak właśnie zostałem prezesem Legii – dopowiada żartobliwie.
Jako prezes stołecznego klubu Leśnodorski zakasał rękawy i wziął się ostro do pracy. W ciągu kilkunastu miesięcy zdołał pogodzić klub z kibicami, sprowadził do Warszawy kilku wartościowych piłkarzy i zdecydowanie postawił na klubową kuźnię talentów. Przede wszystkim jednak doprowadził Legię do upragnionego mistrzostwa Polski.
Dziś deklaruje, że już za kilka lat na boiska ekstraklasy wybiegnie jedenastka Legii składająca się z samych wychowanków klubu. – Nie mogę obiecać, że ten eksperyment zakończy się sukcesem, ale gwarantuję, że na pewno się go podejmiemy – deklaruje.
Leśnodorski jest prezesem otwartym na kontakty. Nie boi się rozmów z kibicami i na bieżąco reaguje na ich postulaty i prośby. Na meczach wyjazdowych zdarzało mu się porzucać sektor dla VIP-ów na rzecz „trybuny ludu”. Jest również aktywny w mediach społecznościowych m.in. na Twitterze, gdzie publikuje jako B(L)1916. Swój człowiek – mówią o nim coraz częściej sympatycy Legii.

Prawo a rzeczywistość

W czasie spotkania gość Akademii Sukcesu tradycyjnie musiał się zmierzyć również z całą serią trudnych pytań ze strony młodych adeptów prawa. Tym razem większość pytań dotyczyła... Legii Warszawa. Leśnodorski opowiadał między innymi o planach transferowych, klubowej akademii talentów, a także o swojej codziennej pracy w klubie. Zapytany o to, czy podczas meczu woli obserwować wydarzenia boiskowe czy też kibicowską oprawę, prezes Legii odpowiedział dyplomatycznie: To zależy od tego, czy nasi zdobywają bramki!.
Leśnodorski został również zapytany o swój stosunek do wzbudzającej kontrowersje ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, która od kilku lat skutecznie utrudnia życie kibicom i właścicielom klubów ekstraklasy.
– Ustawa ta była pisana w innym stanie faktycznym. W kraju nie było jeszcze nowoczesnych i bezpiecznych stadionów, a politycy bali się organizacyjnego blamażu podczas Euro 2012. Wówczas przeważył pogląd, że lepiej przyjąć bardziej restrykcyjne rozwiązania prawne i mieć wszystko pod kontrolą, niż przeżyć wstyd na oczach całego świata – ocenia Leśnodorski.
Prezes Legii Warszawa dodaje również, że dziś regulacje zawarte w rzeczonej ustawie kompletnie nie przystają do rzeczywistości, w której funkcjonuje polski futbol. – To klasyczny przykład, gdy prawo zwyczajnie nie nadąża za dynamiką życia – zżyma się.
Równocześnie wyraził nadzieję na zmianę szkodliwych – w jego opinii – regulacji prawnych, które w ostatnim czasie sprowadziły na Legię wiele problemów. W tym miejscu Leśnodorski odniósł się m.in. do zamknięcia trybun w grudniowym meczu z Ruchem Chorzów. Decyzję tę podjął wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski, a jej powodem miało być użycie środków pirotechnicznych przez kibiców Legii w jednym z wcześniejszych spotkań.
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że przez ostatnie półtora roku nie doszło na stadionie Legii do żadnego poważniejszego incydentu. Nikt nie skręcił sobie nawet nogi, zbiegając po schodach – oświadczył Leśnodorski.
Jaki cel postawił przed sobą prezes Bogusław Leśnodorski? – To pytanie słyszałem już wiele razy. Na szczęście na razie nie miałem okazji się nad tym zastanowić – odpowiada żartobliwie. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że droga, na którą wszedłem, nie ma końca. Gdy Legia zdobywa mistrzostwo, kibice oczekują gry w europejskich pucharach. Gdy ten cel zostanie osiągnięty, pojawią się nowe oczekiwania i wyzwania – dodaje Leśnodorski.
– Pieniądze? Na pewno je stracimy. Jeszcze nikt na piłce nie zarobił. Szczególnie w Polsce. Element racjonalności biznesowej nie wchodzi tu więc w grę – uważa Leśnodorski, który w styczniu tego roku wraz z Dariuszem Mioduskim, przejął klub z rąk dotychczasowego właściciela Grupy ITI. Jednocześnie dodaje jednak, że gdyby nie wierzył w powodzenie projektu pod tytułem Legia Warszawa, to nigdy by się tego zadania nie podjął. – Sukces? Wierzę, że to wszystko jeszcze przede mną – podsumowuje.

Akademia Sukcesu

To wspólna inicjatywa redakcji DGP oraz Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W czasie kolejnych spotkań z wybitnymi przedstawicielami świata mediów, polityki i biznesu studenci mogą poznać szerokie spektrum perspektyw związanych z ich zawodową przyszłością.