Donald Tusk dobija Grzegorza Schetynę w partii. Na styku polityki i biznesu ostateczna rozprawa czeka też innego dawnego przyjaciela premiera: Krzysztofa Kiliana - napisała w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" Anna Gielewska. Dzień po ukazaniu się tego artykułu Kilian podał się do dymisji.

Kancelaria premiera, rozmowa w wąskim gronie. – Trzeba wreszcie odwołać Kiliana, to już nie może tak dłużej trwać – obwieszcza minister skarbu Włodzimierz Karpiński. Tusk robi minę sfinksa: – Przecież ty jesteś ministrem. Rób, jak uważasz.

Krzysztof Kilian to szef Polskiej Grupy Energetycznej, państwowego giganta na rynku energii. Jeden z najbliższych przyjaciół premiera od ponad 20 lat, kiedy razem zakładali Kongres Liberalno-Demokratyczny. Wygląda jednak na to, że wieloletnia przyjaźń może nie przetrwać zderzenia z dwoma niewybudowanymi wciąż blokami Elektrowni Opole.

To już wojna czy jedynie ostry zakręt w wieloletniej gdańskiej znajomości Tuska i Kiliana? Pewności nie ma nawet minister skarbu. Polityk PO: – Karpiński ma wyraźny „problem Kiliana”. To zresztą jego główna bolączka. Jak się umawia na 30-minutową rozmowę na temat dowolny, to znaczy, że przez 29 będzie mowa o Kilianie. Nie bez powodu.

„Problem Kiliana” można w skrócie ująć tak jak jeden z rozmówców "Wprost": – Z jednej strony Karpiński bardzo chciałby pokazać, że ma silną pozycję i może odwołać nawet starego kumpla Tuska. Jednak z drugiej strony obawia się reakcji premiera. A Tusk mu nie dał jasnej dyspozycji.

Reklama

Kiliana może już by nie było, gdyby nie dodatkowy szkopuł: odprawa, jaka czeka prezesa PGE w przypadku odwołania. – Jakbyśmy go teraz zwolnili, to byłaby jazda. Z jednej strony, że w Platformie awantura. Z drugiej – że prezes, który pokazał Tuskowi figę, dostaje jakąś astronomiczną odprawę – zauważa jeden z naszych rozmówców. Jaką? Ani resort, ani PGE nie chcą odpowiedzieć na to pytanie. – Kwestia odprawy wynika z umowy, której kształt proponowało Ministerstwo Skarbu.
Stroną była rada nadzorcza spółki. Nie widzimy powodów, aby komentować jej kształt – odpisała nam rzeczniczka PGE Małgorzata Kozieł.

Nieoficjalnie w kilku źródłach usłyszeliśmy jednak, że standardem na takim stanowisku jest odprawa z rocznym zakazem konkurencji. Przy pensji 110 tys. zł i dodatkowo premii, to może oznaczać ok. 2 mln zł. – Biorąc pod uwagę awanturę o 500 tys. zł Rafała Kaplera (byłego prezesa Narodowego Centrum Sportu, odwołanego za opóźnienia w budowie Stadionu Narodowego – red.) to może być poważny argument – uważają zgodnie nasi rozmówcy.