Przyjęcie euro stanowi szansę na przyspieszenie wzrostu gospodarczego oraz wzmocnienie portfeli Polaków, ale zwiększa też ryzyko powstania nierównowag makroekonomicznych – taką tezę stawia w raporcie NBP, opisywany przez Obserwator Finansowy. Bez reform grożą nam: bańka na rynku nieruchomości, deficyt na rachunku obrotów bieżących oraz silne wahania koniunktury.

Polska z niskimi obecnie kosztami pracy i elastycznością zatrudnienia, nieinnowacyjnym eksportem, małym rynkiem najmu mieszkań, objęta procedurą nadmiernego deficytu, za to z bankami w świetnej kondycji, nie jest dobrym kandydatem do przyjęcia euro. Świadczą o tym nie tylko cechy naszej gospodarki, ale też kierunek reform w samej unii walutowej.

Ekonomicznym wyzwaniom związanym z przyjęciem euro poświęcony jest najnowszy raport Narodowego Banku Polskiego. Bazuje on na obserwacji doświadczeń krajów strefy euro z ostatnich 15 lat, z ważną cezurą, jaką jest kryzys unii monetarnej trwający od 2008 roku. Większość analiz przed tą datą wskazywała na przewagę korzyści przyjęcia euro nad kosztami, ale obecnie nie jest to tak oczywiste. „Doświadczenia wyniesione z ostatniego kryzysu pokazały, że scenariusz przyspieszenia wzrostu gospodarczego należy traktować wyłącznie jako szansę” – piszą autorzy raportu.

Innymi słowy wzrost PKB spowodowany spadkiem stóp procentowych, redukcją ryzyka kursowego i eliminacją kosztów transakcyjnych może nastąpić, ale nie automatycznie. Koniecznym warunkiem jest najpierw zachowanie stabilności gospodarki, a to niełatwe. Jak nieraz powtarzał prezes NBP „euro jest tylko dla orłów”.

Reklama

To właśnie fragmenty związane z potencjalnymi zagrożeniami związanymi z ewentualną zamianą złotego na euro stanowią najciekawszą część raportu. Taka decyzja oznacza przecież, że tracimy własną walutę z elastycznym kursem oraz możliwość ustalania stóp procentowych. W jakimś stopniu mogłaby je zastąpić polityka makroostrożnościowa, mająca likwidować szkodliwe nierównowagi na rynku, ale działa ona znacznie wolniej. „Zarówno proces podejmowania decyzji, jak i oddziaływanie na gospodarkę są bardziej rozciągnięte w czasie niż w przypadku polityki pieniężnej” – czytamy w raporcie.

Co gorsza realne jest ryzyko, że polityka pieniężna prowadzona we Frankfurcie przez Europejski Bank Centralny będzie szła w kierunku niekorzystnym dla Polski. Mamy bowiem niski poziom PKB na głowę mieszkańca oraz niski poziom cen i wynagrodzeń. Dystans do strefy euro mierzony PKB per capita w cenach bieżących wynosił w 2013 roku aż 65 proc., a stawki godzinowe polskich pracowników odpowiadały tylko 29 proc. średniej płacy w strefie euro.

Przyjęcie niemal zerowych stóp procentowych EBC spowodowałby zatem szybki wzrost kursu realnego i znaczny spadek oprocentowania kredytów, który w dodatku szedłby w parze ze wzrostem płac. Na pierwszy rzut oka to pozytywne tendencje – zarabialibyśmy więcej, kredyty hipotecznie byłyby tańsze, co za tym idzie kupowalibyśmy więcej mieszkań, których ceny szybko by rosły. Problem w tym, że to opis klasycznej bańki nieruchomości, takiej jak w Hiszpanii kilka lat temu. To co szybko rośnie w pewnym momencie musi z hukiem pęknąć. W Polsce bańka mogłaby przyjąć jeszcze większe rozmiary z powodu silnej potrzeby posiadania mieszkania na własność i mało rozwiniętego prywatnego rynku najmu.

„W kraju należącym do unii walutowej realna aprecjacja kursu wymiany w stosunku do partnerów z tego samego obszaru walutowego może przebiegać jedynie poprzez dostosowania cen. Z powyższych względów można się spodziewać, że konwergencja poziomu PKB per capita, ze względu na występowanie Penn effect, będzie powodować dodatkową presję inflacyjną w Polsce” – czytamy w raporcie. Innymi słowy: ceną za wzrost byłaby znacznie wyższa inflacja.

>>> Czytaj całość artykułu na stronie Obserwatora Finansowego.

ikona lupy />
Prognozy kursu euro i dolara / DGP