Tegoroczny transfer Brazylijczyka Neymara już trafił na listę "Forbesa" jako dziewiąty najdroższy transfer w historii światowej piłki nożnej. Barcelona zapłaciła bowiem za niego klubowi Santos rekordową sumę 74 mln dol. Hiszpanie dużo oczekują po 21-letnim zawodniku, a kasa klubu także nie świeci pustkami, dlatego mogli pozwoli sobie na taki wydatek.

Nie zawsze jednak drużyny stać na zakup nowych zawodników i muszą wtedy radzić sobie innymi metodami, miedzy innymi zamiast środków płatniczych oferując zamienniki - często bardzo oryginalne, tak jak na przykład żywność.

Piłkarz za mięso

Tak więc kiedy w w 1921 roku Hull City kupował Erniego Blenkinsopa z Cudworth zapłacił za niego nie tylko 100 funtów, ale także beczkę piwa. Transakcja opłaciła się - siedem lat później Blenkinsop zadebiutował w reprezentacji Anglii.

Reklama

Znacznie głośniej było o kolejnym tego typu transferze, który miał miejsce sześć lat później. Hugh McLenahan został kupiony od klubu Stockport - który miał problemy finansowe i nie mógł zrealizować kontraktu swojego zawodnika - przez Manchester United za zamrażarkę pełną lodów. Asystent trenera "Czerwonych Diabłów" Louis Rocca prowadził bowiem jednocześnie lodziarnię, więc miał pod dostatkiem tego smakołyku.

Także całkiem niedawno zdarzały się przypadki wymiany piłkarzy za żywność, w tym dwa z nich w Rumunii. Klub Valcea kupił w 1998 roku piłkarza Iona Radu w zamian za dwie tony mięsa wołowego i wieprzowego. Jak przyznał potem prezydent klubu Jiul Petroszany, który zgodził się na tę kontrowersyjną transakcję, pieniądze ze sprzedaży mięsa zostały przeznaczone na pensję dla pozostałych zawodników.

Kolejny przypadek kontrowersyjnego rumuńskiego transferu miał miejsce w 2006 roku, kiedy Marius Cioara został sprzedany z drugoligowego UT Arad do czwartoligowego Regal Hornia za 15 kilogramów kiełbasy wieprzowej. Rumun uznał to za zniewagę, dzień po podpisaniu umowy ogłosił zakończenie kariery i wyjechał do pracy na farmie w Hiszpanii.

Jednak nie tylko południowcy mają tego typu pomysły. Jedenaście lat temu Kenneth Kristensen, 23-letni napastnik norweskiego Vindbjart trafił do klubu Floey. Drużyna ta dała za zawodnika tyle krewetek, ile ważył, czyli 75 kilogramów.

Napastnik za ciężarki

Innym rodzajem transferów bezgotówkowych są wymiany za sprzęt sportowy, a celować w nich wydają się głównie Brytyjczycy.

Podobno Ian Wright - który w 225 meczach zdobył 90 bramek i został wybrany graczem XX wieku w historii Crystal Palace - został kupiony w 1985 roku z amatorskiego klubu Dulwich przez Hamlet Crystal Palace za komplet ciężarów na siłownię. Z kolei były gracz Liverpoolu John Barnes wcześniej grał w klubie Watford FC, który kupił go za zestaw strojów meczowych. W 1987 roku Watford sprzedał Barnesa Liverpoolowi za niespełna milion funtów.

Jeszcze drożej został sprzedany w 1989 roku do Manchesteru United Gary Pallister - za 2,3 mln funtów. Tymczasem pięć lat wcześniej tego piłkarza - który w nadmorskim Billingham Town występował tylko amatorsko, na co dzień pracując w porcie - dostrzegli wysłannicy Middlesbrough i za jego transfer zapłacili zestawem strojów, piłkami oraz siatkami do bramki.

Brytyjczycy mogą się zresztą pochwalić wieloma tego typu transferami. Zat Knight został kupiony w 1999 roku przez działaczy Fulham od Rushall Olympic za 30 nowych, wyprasowanych dresów, a Lutel James trafił w 1998 roku z Hyde do Bury za 200 funtów i torbę piłek.

Także Polska ma swoje słynne transfery typu "piłkarz za piłki". Nastoletni Grzegorz Krychowiak trafił do Stali Szczecin za 20 piłek. Znacznie bardziej spektakularna była jednak historia Andrzeja Niedzielana. W 2001 roku Zagłębie Lubin puściło tego napastnika do Górnika Zabrze w zamian za worek piłek - niektóre źródła podają, że było ich 20, inne, że aż 50. Niedzielan zrobił potem dużą karierę, wystąpił kilkanaście razy w reprezentacji Polski, a kiedy holenderski NEC Nijmegen kupował go od Dyskobolii, musiał zapłacić za niego cztery miliony złotych, czyli równowartość kilkunastu tysięcy piłek.

Zawodnik za gazociąg

Prezesi klubów mają jeszcze ciekawsze pomysły - niż żywność czy sportowy sprzęt - by pozyskać zawodnika nie wykładając na niego ani złotówki. Na przykład Krzysztof Bizacki przeszedł do Ruchu Chorzów za kilka ton węgla.

Mistrzami w bezgotówkowej polityce transferowej okazali się jednak znowu Rumuni. W 2006 roku Cornel Rasmerita, burmistrz miasta Lupeni i honorowy prezes miejscowego klubu doszedł do wniosku, że ponieważ drużyna finansowana jest z pieniędzy podatników, mają oni prawo oczekiwać, że transfery zawodników przyniosą im wymierna korzyść. Dlatego Rasmerita postanowił sprzedać bramkarza Cristiana Belgradea drużynie z Jiul w zamian za budowę gazociągu. Do transakcji w końcu nie doszło, ale o burmistrzu Lupeni zrobiło się głośno - o sprawie pisały niemal wszystkie światowe gazety.

Transfery bezgotówkowe, pomimo że wzbudzają nie większe emocje niż te z najwyższej półki, należą jednak do rzadkości. W tym sezonie emocjonować się będziemy tradycyjnie milionami wydanymi na najlepszych zawodników, a nie liczbą piłek, za którą Lewandowski mógłby przejść do Bayernu Monachium.