Gdy Krzysztof Krystowski trzy miesiące temu pojawił się w Bumarze, od razu zabrał się za porządki. – Nie będzie zawierania kontraktów eksportowych dla PR-u i zdjęć prezesów. Chcemy być koncernem narodowym, lekarzem rodzinnym dla polskiej armii – grzmiał w zeszłym tygodniu na Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach.
To było prawdziwe wejście smoka. Sporządzony na jego zlecenie przez Deloitte bilans otwarcia okazał się dla Bumaru katastrofalny. Po dokładnym przeliczeniu efektów pracy poprzedników Krystowskiego przez międzynarodowego audytora okazało się, że zamiast zysków firma generowała straty.
Nowe wyniki to 110 mln zł pod kreską w 2011 r. oraz pół miliarda strat w poprzednich latach. – Zmieniliśmy metody wyceny spółek, skorygowaliśmy błędy księgowe i zawiązaliśmy rezerwy na poczet zawartych, a nierozliczonych jeszcze kontraktów – tłumaczy Patrycja Zielińska, wiceprezes do spraw finansowych Bumaru.
Reklama
Po zastosowaniu nowej metody szacowania wartości aktywów okazało się np., że producent czołgów Bumar-Łabędy jest wart 99 mln zł zamiast 254 mln zł. Kolejne kilkadziesiąt milionów złotych strat przyniosła ponowna wycena nieruchomości spółki. Poprzednicy poprawiali bowiem wynik, ujmując w nim wystawione na sprzedaż nieruchomości.
A na tym nie koniec. W przeszłości Bumar nie zawiązywał rezerw na kary umowne za niewywiązanie się z kontraktów. To spowodowało pogorszenie wyniku o dodatkowe 150 mln zł. Ta kwota uwzględnia m.in. rezerwy na najgłośniejszy kontrakt Bumaru z ostatnich lat – budowę czołgów dla armii malezyjskiej.
Właśnie rozliczenie tych kontraktów to jedno z najważniejszych zadań, jakie przed nowym szefem Bumaru stawiają eksperci. Korzystny wynik negocjacji z malezyjskim kontrahentem może pozwolić na ograniczenie kar umownych. To zaś pozwoliłoby na rozwiązanie części rezerw i poprawienie wyniku – być może już w tym roku – nawet o ponad 100 mln zł.
Krystowski nie nastawia się jednak tylko na załatwianie spraw po poprzednikach. – Z pewnością nie jesteśmy bankrutem. Straty, które powstały, to właściwie przede wszystkim korekty domniemanych zysków z przeszłości. Jednocześnie Bumar ma zysk na sprzedaży, a jego słabością była głównie działalność restrukturyzacyjna – zastrzega prezes Bumaru.
Zapowiada koncentrację na polskim rynku oraz ściśle określonych rynkach eksportowych. Chce stać się długoterminowym partnerem dla MON, a także wejść we współpracę z wojskowymi przedsiębiorstwami remontowo-produkcyjnymi. Dodatkowo wprowadzi umowy serwisowe, leasing operacyjny i wiele innych usprawnień. Słowem, stawia na efektywność i poprawę rentowności. – Nie będziemy zbieraniną firm producenckich, lecz spójną korporacją – zapowiada.
Czy mu się uda? Kciuki trzyma za niego Sławomir Kułakowski, szef Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju. – To zmiana jakościowa i pokoleniowa. Zupełnie inny sposób myślenia i otwarcie na współpracę przemysłową – mówi.
Zwraca uwagę na przygotowanie merytoryczne Krystowskiego.
Ostatnio Krystowski kierował Avio Polska oraz był wiceprezesem grupy Avio, środkowoeuropejskiego potentata w budowie silników samolotowych. W latach 2003 – 2006 był wiceministrem gospodarki i odpowiadał nie tylko za konkurencyjność i innowacyjność gospodarki, lecz także za restrukturyzację przemysłu obronnego i lotniczego oraz za offset, czyli transfer technologii do polskich firm od zagranicznych kontrahentów. Brał udział np. w negocjowaniu kontraktów w zamian za dostawę do Polski myśliwców F-16.