Koncern postanowił, że do końca roku zlikwiduje w swoich oddziałach w całej Europie blisko 6 tys. miejsc pracy. To efekt restrukturyzacji mocy produkcyjnych należących do ArcelorMittal na naszym kontynencie. Na pierwszy ogień pójdą m.in. Czechy, Rumunia i Polska. W sumie metalurgiczny gigant zredukuje w krajach Europy Środkowej nawet 50 proc. personelu. Restrukturyzacją zatrudnienia w Polsce zajmie się Manfred Van Vlierberghe. Czeka go trudne zadanie – zwolnionych ma zostać aż 1000 osób.

4,5 mld zł tyle od 2004 roku zainwestował w Polsce ArcelorMittal, głównie w modernizację hut

Van Vlierberghe w styczniu został dyrektorem generalnym i wiceprezesem ArcelorMittal Poland. – Do tej pory w mojej karierze musiałem zmierzyć się z kilkoma poważnymi wyzwaniami – zastrzega. To, które czeka go teraz, może okazać się najtrudniejsze, tym bardziej że lubi pracować z ludźmi. Jego największe sukcesy zawodowe związane były właśnie z projektami polegającymi na współpracy zespołów z różnych krajów. Van Vlierberghe na koncie ma m.in. opracowanie projektu polegającego na transferze wiedzy między zakładami ArcelorMittal w Belgii i USA. Program okazał się sukcesem i wdrożono go w innych fabrykach w Europie. Uczestniczył też w projekcie transferu rozwiązań w zakresie logistyki z oddziału w Niemczech do Brazylii. – Podejście obu oddziałów do projektu było diametralnie inne, co było oczywiście spowodowane różnicami kulturowymi i muszę przyznać, że to właśnie obserwowanie tych różnic było fascynujące – wspomina.

75 proc. takie jest dziś zapotrzebowanie na rynku stali w stosunku do poziomów popytu sprzed kryzysu

Reklama
Niemcy podeszli do projektu z rezerwą i dopiero po kilku miesiącach udało mu się ich przekonać do jego wdrożenia. Natomiast Brazylijczycy od razu zgodzili się skopiować rozwiązania. – Zaskakujące było to, że w Niemczech po tych kilku miesiącach nowe rozwiązania były już w pełni wykorzystywane, a korzyści z projektu przewyższyły nasze oczekiwania – tłumaczy. W Brazylii projekt został szybko wdrożony, jednak był stosowany w znacznie węższym zakresie, przez co korzyści też były mniejsze. Manfred Van Vlierberghe z ArcelorMittal związany jest niemal od początku kariery. Jeszcze na studiach odwiedził hutę w belgijskiej Gandawie, należącą w tamtym czasie do grupy Arbed, którą później przejął Arcelor. – Wtedy zdecydowałem, że w przyszłości chcę pracować właśnie tam – zapewnia. Jednak kiedy ukończył elektromechanikę na Uniwersytecie Louvain, okazało się, że z powodu trudnej sytuacji w przemyśle stalowym koncern nie rekrutował pracowników. Van Vlierberghe zatrudnił się w średniej wielkości firmie jako menedżer ds. produktu. Po trzech latach zatelefonowano do niego z huty w Gandawie z propozycją pracy. Pracę w koncernie rozpoczął w połowie lat 90. Był odpowiedzialny za współpracę z innymi hutami. Po 10 latach objął stanowisko dyrektora zarządzającego części surowcowej ArcelorMittal Bremen. Pod koniec 2010 roku trafił do Polski. Do końca minionego roku pełnił funkcję dyrektora zarządzającego wszystkich polskich oddziałów firmy. W styczniu awansował na wiceprezesa.
Van Vlierberghe mieszka koło Brukseli. Z racji odległości w domu z żoną i trójką dzieci spędza jedynie weekendy.

7 oddziałów ma w Polsce ArcelorMittal. To huty i walcownie