Trzy razy w tygodniu Mitchell Baker fruwa na cyrkowym trapezie. Zamiłowanie do gimnastyki akrobatycznej pozostało jej z dzieciństwa, a dziś okazuje się niezłym sposobem na odstresowanie. Podczas wymagających ogromnego skupienia i wyciszenia ćwiczeń szefowa Mozilla Foundation, która wprowadziła na rynek popularną przeglądarkę Firefox, poszukuje także sposobów na rozwój swojego produktu. Bo choć Firefoksowi jako pierwszemu udało się złamać monopol Microsoftu, to w ostatnich miesiącach wyzwań tylko przybyło.
– Przez moment wydawało się nawet, że może nastąpić koniec Mozilli. Fundacja jest organizacją non profit i utrzymuje się wyłącznie z datków. Od początku działalności w 2005 roku jednym z jej głównych sponsorów pozostawał Google, ale nie było wiadomo, czy zechce przedłużyć kontrakt, który wygasał pod koniec grudnia – mówi „DGP” ekonomista John Everest z University of San Francisco.
Gdy firma z kalifornijskiego Mountain View podpisywała z Mozillą umowę sponsorską, oferowała internautom wyłącznie wyszukiwarkę. W ciągu tych siedmiu lat Google z niewielkiego start-upu przeistoczył się w prawdziwego molocha, który dyktuje twarde warunki innym. Jego programiści stworzyli m.in. Androida – system operacyjny dla urządzeń mobilnych, który zaledwie w ciągu kilkunastu miesięcy zawładnął rynkiem smartfonów, napisali ChromeOS – system operacyjny dla komputerów, mający być alternatywą dla Windows, oraz – co najważniejsze – przeglądarkę Chrome, która z powodzeniem konkuruje z Firefoksem, Internet Explorerem oraz Operą. Po co więc Google miałby finansować swojego największego konkurenta?

Pokerowa rozgrywka

Reklama
I tu do gry weszła Mitchell Baker. Ta 57-letnia prawniczka z wykształcenia przekonała Google, że dalsza współpraca może być korzystna dla obu stron. Szczegóły kontraktu pozostają objęte klauzulą poufności, ale portalowi AllThingsD udało się nieco uchylić rąbka tajemnicy. Firma z Mountain View zdecydowała się odnowić kontrakt z Mozillą na kolejne trzy lata, co roku na konto fundacji będzie przelewać okrągłe 300 mln dol. (trzy razy więcej niż w roku ubiegłym), ale w zamian domyślną wyszukiwarką w Firefoksie pozostanie Google.
Nowa i tak bardzo korzystna umowa dla Mozilli to zasługa Baker, nazywanej w swojej firmie Chief Lizard Wrangler, która umiejętnie wykorzystała rywalizację Google’a z Microsoftem, promującym w ostatnim czasie własną wyszukiwarkę internetową o nazwie Bing. Dla tego drugiego współpraca z Mozillą, której Firefox ma ponad 25 proc. udziałów w rynku przeglądarek, byłaby bardzo korzystna: zapewniałaby świetną promocję (Bing ma na razie ok. 2,14 proc. udziałów w rynku wyszukiwarek). By zachęcić więc Google’a do znacznie głębszego sięgnięcia do kieszeni, Baker zagrała va banque. W październiku, na dwa miesiące przed wygaśnięciem umowy, Mozilla wypuściła specjalną wersję Firefoksa, nazwaną Firefox with Bing, w której domyślną przeglądarką był produkt MS. Poskutkowało.
– Choć tak mocne związki z Google’em budzą sprzeciw wśród części sympatyków Mozilli, fundacja musi mieć pieniądze na rozwój. Inaczej nie przetrwa, bo rynek internetowy jest wyjątkowo dynamiczny. Wystarczy moment zawahania i już jesteś bankrutem – podkreśla John Everst. – Nam chodzi tylko o to, by dać internautom jak najlepszy produkt, dzięki któremu będą się mogli poczuć wolni w sieci – dodała sama Mitchell Baker.
Jej obecność w zarządzie Mozilla Foundation na pierwszy rzut oka może dziwić (jednak tylko na pierwszy), bo nie jest informatyczką, nigdy także nie napisała linijki kodu źródłowego. Ukończyła dwa kierunki na Uniwersytecie Berkeley w Kalifornii: studia azjatyckie (biegle włada mandaryńskim) oraz prawo (specjalność prawo autorskie). I z tym drugim fachem zamierzała związać przyszłość. Po studiach przez trzy lata pracowała w Fenwick & West LLP, kancelarii prawnej zajmującym się obsługą dużych firm technologicznych. W 1993 roku przeszła do działu prawnego jednej z nich – Sun Microsystems, ale wytrzymała tam niecałe 11 miesięcy.
W listopadzie 1994 roku dostała propozycję pracy w powstałej przed kilkoma miesiącami Netscape Communications, która wypuściła właśnie na rynek przeglądarkę Navigator. Stwierdzić, że program okazał się hitem, to za mało: ta niewielka firma odpowiada za wybuch internetowej rewolucji. Bo dzięki niej do przeglądania zawartości sieci nie była konieczna znajomość skomplikowanych tekstowych komend, a można było to robić w taki sposób, jak czynimy to dzisiaj.
W Netscape Communications Baker najpierw odpowiadała za uruchomienie działu prawnego, potem za opracowanie polityki licencyjnej. I byłaby to ciepła posadka, gdyby nie uderzenie Microsoftu, który przespał wybuch e-rewolucji, a potem nie szczędził środków na pokonanie rywala. Szybko stworzył przeglądarkę Internet Explorer (kolejne wersje słyną z ogromnej liczby błędów i luk), będącą na początku bezpłatnym dodatkiem do Windowsa, a potem integralną częścią tego systemu operacyjnego.
I tak gwiazda Netscape Communications równie szybko zgasła, jak zabłysła. Firma próbowała odpowiedzieć Mozillą, nową przeglądarką tworzoną według zasad oprogramowania otwartego (open-source). Projektem kierowała Baker, ale nie dane było jej już go zrealizować. Wykorzystując monopolistyczną pozycję na rynku oprogramowania dla pecetów, Microsoft dosłownie zmiażdżył konkurenta. Netscape zabrakło pieniędzy i by uratować się przed bankructwem, musiało się sprzedać. Firmę przejął w 2001 roku portal America onLine (AOL), zaś jedną z pierwszych decyzji nowych właścicieli było pozbycie się starej kadry zarządzającej – w tym także Baker.
Mozilla jednak nie umarła. Gdy AOL w końcu zlikwidował przejętą spółkę, bo przynosiła starty, Baker w połowie 2003 roku założyła fundację, która ożywiła projekt. Udało jej się pozyskać sponsorów, w tym Google’a, i dwa lata później zadebiutował Firefox. Przeglądarka, nazywana u nas popularnie Liskiem, której najmocniejszym atutem jest możliwość pisania dodatków przez wszystkich chętnych (jej kod jest ogólnodostępny), błyskawicznie zyskała popularność. Można powiedzieć, że Baker wzięła odwet na Microsofcie – dziś firma założona przez Billa Gatesa nadal dominuje na rynku internetowych przeglądarek, ale jej udział skurczył się do 38,9 proc. (dane firmy StatCounter z września ubiegłego roku). Warto pamiętać, że w 2002 roku do IE należało aż 95 proc. rynku.

Idzie nowe

Jednak przed Mozilla Foundation stoją nowe wyzwania. Z jednej strony gruszek w popiele nie zasypiają konkurenci (tu przede wszystkim Google Chrome), z drugiej sam rynek elektronicznych gadżetów coraz mocniej przechyla się w stronę urządzeń przenośnych (mobilna wersja Firefoksa wymaga jeszcze sporego dopracowania). – Wciąż musimy się rozwijać. I musimy cały czas pamiętać o tym, co przyświecało naszej inicjatywie: że mamy dawać internautom radość oraz wolność podczas korzystania z sieci – podkreśla Baker.
Opiewająca na miliard dolarów umowa, którą wynegocjowała z Google, pozwoli jej fundacji na ucieczkę do przodu oraz realizację nowych projektów, dzięki którym Mozilla może pozyskać dodatkowe solidne zarobki. Jednym z najbardziej ambitnych jest enigmatycznie zapowiedziany w połowie 2010 roku
Boot 2 Gecko (B2G). To tworzony na zasadzie open-source system operacyjny na smartfony (z pewnością także i na inne urządzenia przenośne), którego jądro (kernel) ma być oparte na Linuksie. – Prace nad B2G oznaczają kolizję z Google’em. Produkt Mozilli, jeśli powstanie, będzie bardzo podobny do Androida. Starcie dwóch systemów byłoby ciekawe, bo B2G ma umożliwiać używanie aplikacji pisanych dla systemu Google’a – podkreśla John Everest. Poza tym i bez B2G na rynku systemów operacyjnych dla urządzeń przenośnych jest wyjątkowo ciasno – oprócz Androida są jeszcze iOS, Symbian, Windows Mobile, Badu, BlackBerryOS, a Intel chce reanimować MeeGo. Boot 2 Gecko musi oferować niespotykaną w innych program użyteczność oraz niezawodność, by użytkownicy przekonali się do niego.
Innym projektem, któremu Mitchell Baker nadała wysoki priorytet, jest BrowserID, usługa do zarządzaniami tożsamością internautów. Na tym rynku są już obecne Google, Facebook oraz Microsoft. Tak jak rozwiązania konkurencji, internauci korzystający z BrowserID mają posiadać tylko jedno konto umożliwiające korzystanie z wielu e-sklepów, portali czy grup dyskusyjnych. Zalety płynące z takiego rozwiązania to oszczędność czasu i brak konieczności zapamiętania kilku czy nawet kilkunastu loginów i haseł. Ale ta technologia niesie też ze sobą niebezpieczeństwo: firmy zarządzające serwerami z naszymi kontami poznają nasz każdy krok w sieci. W odróżnieniu od produktów rywali, usługa Mozilli ma gwarantować internautom o wiele większą anonimowość: BrowserID ma nie przesyłać na serwery informacji o stronie, na którą użytkownik się loguje.
Najbliższe miesiące pokażą, czy wejście w zatłoczone segmenty technologicznego rynku było dobrą strategię rozwoju. – Musimy być elastyczni i kreatywni, naszą siłą powinna być umiejętność rozwiązywania problemów – powiedział Mitchell Baker w jednym z ostatnich wywiadów. – Powinniśmy jej kibicować. Przyjemnie jest patrzeć, jak Dawid pokonuje Goliata – dodaje Everest.
Mitchell Baker skutecznie wykorzystała rywalizację Google’a i Microsoftu. Dzięki temu Mozilla Foundation otrzyma w ciągu trzech lat od potentata z Mountain View aż miliard dolarów