Nazywa się Jacek Pawlak. Właśnie został szefem polskiej Toyoty. Według japońskiej nomenklatury – jej prezydentem. W zarządzaniu wyznaje rajdowe zasady: wciska gaz do oporu, zakręty pokonuje ślizgiem. I nienawidzi przegrywać.
To bodaj najszybsza zmiana w fotelu szefa w historii polskiej motoryzacji. Zaledwie pół roku po objęciu stanowiska prezydenta Toyota Motor Poland przez Japończyka Tsutomu Otsubo europejska centrala koncernu postanowiła ponownie przestawić pionki na menedżerskiej szachownicy – od 1 stycznia 2012 r. nowym szefem TMP będzie Jacek Pawlak. Polak z krwi i kości. Pierwszy w 20-letniej historii polskiego oddziału Toyoty.
Co z Otsubo? „Obejmie stanowisko Chairman i CEO firmy” – czytamy w oficjalnym komunikacie. Przekładając to na polski – Otsubo ma być tzw. pionem nadzorującym, czyli głównie patrzeć Polakowi na ręce. Jedni twierdzą, że w ten sposób ma go kontrolować, drudzy – że ma się od niego uczyć. Bo to właśnie Pawlak jest jednym z ojców sukcesu Toyoty na polskim rynku. Sukcesu, o którym wszyscy już zdążyli zapomnieć.

Wpuszczony w kanał

Karierę Pawlak zaczynał od samego dołu. I to dosłownie – jako kilkunastolatek siedział w kanale w warsztacie samochodowym swojego ojca. Później motoryzacyjną pasję rozwijał na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej, a w 1991 r., zaraz po studiach, trafił do powstającego wówczas polskiego oddziału Toyoty.
Reklama
Wspinał się sukcesywnie po szczeblach korporacyjnej drabiny, aż dotarł do jej przedostatniego szczebla – na stanowiska dyrektora generalnego. Wyżej nie było już nic. Przynajmniej nie dla niego, bo jako Polak nie miał szans stanąć na ostatnim jej szczeblu, czyli zostać prezydentem polskiej Toyoty. To stanowisko było zarezerwowane dla Japończyka. Od zawsze i – jak się wydawało – na zawsze. Bo Tokio nie ufało nikomu, kto ma blond włosy, niebieskie oczy, a do tego znajduje czas na nurkowanie, grę w golfa, tenisa i jazdę na nartach.
Europejska centrala Toyoty wiedziała jednak, że musi w jakiś sposób wynagrodzić Pawlaka za jego dotychczasowe osiągnięcia. W 2006 r. zaproponowano mu przenosiny do Brukseli i pracę nad międzynarodowymi projektami koncernu. Zgodził się pewny, że w kraju zdobył już wszystko. Gdy we wrześniu tego samego roku przekraczał granicę na Odrze, Toyota była niekwestionowanym numerem jeden w sprzedaży nowych aut osobowych. Pawlak rozpędził ją tak, że w 2007 r. sprzedała w Polsce prawie 34 tys. nowych samochodów i zdobyła niemal 12-proc. udział w całym rynku.
Problem w tym, że później japońska marka zaczęła ostro zjeżdżać w dół, a ten rok był dla niej wręcz krytyczny. Kończy go poobijana przez opóźnienia w dostawach spowodowane tsunami i ogólnie odczuwalne spowolnienie w branży. Efekt – do końca listopada sprzedała zaledwie 17 tys. pojazdów, a jej udział w całym rynku skurczył się do niespełna 7 proc. Wyprzedzają ją już nie tylko Skoda, ale nawet Opel, Volkswagen, Ford i Fiat. Dopiero ten dramatyczny zjazd spowodował, że centrala Toyoty w Brukseli zdecydowała się zerwać z dotychczasową tradycją i powierzyć stery polskiego oddziału Polakowi.

Mission (im)possible

– Na propozycję powrotu do Polski zgodziłem się od razu. Był to dla mnie wyraz ogromnego zaufania ze strony szefostwa – mówi w rozmowie z „DGP” 48-letni Jacek Pawlak. Wspomina, jak w latach 90. sam decydował o tym, kto będzie dilerem japońskiej marki na naszym rynku. – Cieszę się, że znowu będę pracował z tymi ludźmi. Mają ogromny potencjał – deklaruje. W warszawskiej centrali Toyoty też nie przewiduje zmian personalnych. – Tu pracują fachowcy, z którymi miałem już do czynienia, i wiem, że można na nich polegać – mówi.
Wygląda na to, że dilerzy Toyoty są świetni, a kadra zarządzająca jeszcze lepsza. Dlaczego w takim razie sprzedaż spadła dwukrotnie w ciągu trzech lat? – Mamy trudne czasy, w dodatku na bardzo niestabilnym, ciągle rozwijającym się rynku. Trzeba uwolnić kreatywność, myśleć nieszablonowo, zaskakiwać rynek – mówi Pawlak z entuzjazmem, jakiego w Toyocie nie było słychać od dobrych kilku lat. I zdradza plan działania na najbliższe miesiące. – W styczniu przeanalizujemy rynek i jego potrzeby. W lutym i marcu opracujemy nową strategię. A 1 kwietnia zaczniemy ją realizować – wylicza nowy prezydent polskiej Toyoty. I jest pewien, że za rok marka znowu będzie „na pudle”, czyli znajdzie się w gronie trzech najpopularniejszych marek.
Równie optymistyczne reakcje nominacja Pawlaka wzbudziła wśród samych pracowników Toyoty. – Tytuł „prezydent” kompletnie do Jacka nie pasuje, bo ma zupełnie antyprezydencki styl zarządzania. Słynie z tego, że bardziej niż równaniom w Excelu ufa ludziom. Daje im podejmować samodzielne decyzje. Po prostu czuje rynek, a nie tabelki z cyframi – mówi jeden z menedżerów w Toyota Motor Poland.
Teraz Pawlak będzie potrzebował naprawdę wiele wyczucia, by dobrać się do konkurentów, którzy wyprzedzili Toyotę w ciągu kilku ostatnich lat. Musi przy tym uważać na liczne dziury, koleiny i zakręty, których na polskim rynku motoryzacyjnym jest wyjątkowo dużo. Jeżeli jednak będzie sprawnie operował kierownicą, umiejętnie zmieniał biegi, wyhamowywał w krytycznych momentach i mocno wciskał gaz na prostych, to kto wie – może zajedzie jeszcze wyżej. Ponoć już uczy się japońskiego.

16 686 nowych aut Toyoty zarejestrowano w Polsce od stycznia do listopada tego roku. To połowa tego, co w 2007 r.

11,7 proc. to udział Toyoty w polskim rynku w rekordowym dla marki 2007 r. Dzis to niespełna 7 proc.

600 tys. pojazdów rocznie sprzedaje na europejskim rynku Toyota. Globalnie to niemal 8,5 mln aut