Norweg stanął na czele szwedzkiego Vattenfalla, kiedy ten wpadł w poważne tarapaty. Porządki zaczął od polskich biznesów skandynawskiego giganta.
Vattenfall to czwarty pod względem wielkości producent energii elektrycznej w Europie i największy producent ciepła. Spółka należy do państwa szwedzkiego. Biznesmeni z tego kraju już dawno upatrzyli sobie Polskę do robienia interesów. Vattenfall ruszył więc śladami Ikei, co zaowocowało udziałem Skandynawów w pierwszych prywatyzacjach na naszym rynku energetycznym. Vattenfall, przejmując Elektrociepłownie Warszawskie oraz Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny, wdarł się na dwa największe rynki w Polsce: ciepła w stolicy oraz energii elektrycznej na Górnym Śląsku, przemysłowym sercu Polski.
Wtedy jeszcze Oeystein Loeseth, prezes Vattenfall AB, pracował dla norweskiej firmy energetycznej Statkraft i nie podejrzewał nawet, że na niespełna dekadę los i umiejętności wyniosą go na najwyższe stanowisko w czołowym koncernie energetycznym Europy.
Oeystein Loeseth objął stery Vattenfalla w kwietniu 2010 r., kiedy firmę dotknęła wyjątkowo zła passa. Miliardowe inwestycje w przejęcia na europejskich rynkach, m.in. w Holandii, okazały się nietrafione i przede wszystkim przepłacone. Wielkie zakupy w przeddzień wybuchu światowego kryzysu rozłożyłyby niejedną firmę, ale Szwedzi postanowili działać zdecydowanie. Pierwsze przecieki dotyczące nowej strategii spółki w tamtejszej prasie pojawiły się latem 2010 r. Sztokholmskie nagłówki natychmiast trafiły do polskich mediów. Powód – drastyczne przejście firmy do defensywy i zapowiedź wyprzedaży europejskich aktywów. Jednocześnie Vattenfall ogłosił, że zamierza zostać liderem w kwestii klimatu i dąży do ograniczenia emisji dwutlenku węgla o połowę do 2030 r., utrzymując lub nawet zwiększając obecną produkcję energii.
Cięcia w CO2 oznaczały koniec dla polskich biznesów Vattenfalla. Elektrociepłownie Warszawskie napędzane są brudnym węglem i na dodatek wymagają wielo- miliardowych inwestycji, a ponad 90 proc. produkowanego prądu w Polsce wytwarza się z nielubianych w Brukseli paliw kopalnych. Takie otoczenie przestało się podobać Vattenfallowi i w maju 2011 r. oficjalnie wystawił on na sprzedaż polskie aktywa.
Reklama
Smaczku całej sprawie dodaje to, że nad wyprzedażą aktywów Vattenfalla w całej niemal Europie czuwał właśnie Oeystein Loeseth, który w 2009 r., stojąc na czele holenderskiej spółki Nuon, negocjował sprzedaż firmy... Vattenfallowi. To m.in. ta transakcja wpędziła Vattenfall w tarapaty. Szwedzi docenili jego umiejętności i powierzyli fotel wiceprezesa spółki. Po kilku miesiącach Norweg siedział już na samym szczycie.
Dla dbającej o ekologię firmy był wymarzonym kandydatem na nowego szefa. Miał odpowiednie doświadczenie plus to coś. Loeseth tak jak każdy Norweg uwielbia trekking, a w weekendy przesiaduje z żoną i trójką dzieci w hytte, czyli niewielkim domku na wsi. Tam – to kolejny święty obowiązek każdego Norwega – zakłada na nogi biegówki i mknie do lasu. Wolny czas spędza też na rowerze. Taki ekoprezes dobrze pasował do nowej strategii Vattenfalla, który jest właścicielem jednej z największych elektrowni węglowych w Europie, ale zamierza zmieniać kurs. Podczas wielkiej fety na promie z okazji otwarcia największej na świecie farmy wiatrowej na Morzu Północnym Loeseth ogłosił nową strategię koncernu.
Karierę zaczynał w Statoil, gdzie mozolnie wdrapywał się po kolejnych szczeblach kariery. Na szerokie wody wypłynął, gdy zmienił przyciasny biurowiec w Oslo na londyńskie City i zaczął pracę dla Alliance Gas. Norweskie koncerny szybko jednak upomniały się o zdolnego menedżera i Oeystein Loeseth dołączył do spółki Naturkraft kontrolowanej przez Statoil i Statkraft. W 2003 r. trafił do Nuona. W lipcu 2009 r. Vattenfall kupił spółkę od Holendrów, a z nią przejął Norwega.